Mam wspaniałego rocznego synka. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu,
ponieważ zdecydowałam się pozostać z nim na urlopie wychowawczym. Początkowo
miałam sporo obaw, czy dam radę, czy nie popadnę w rutynę. Jak to będzie kiedy
moje życie będzie co dzień wyglądało niemalże tak samo? Przecież ja nie cierpię
rutyny. Z czasem zrozumiałam jednak, że zarówno dziecko i ja potrzebujemy pewnych rytuałów. Dla Roberta
są to stałe pory: śniadanka, wychodzenia na spacer, jedzenia, kąpieli, spania itd.
Dla mnie: poranna kawa, spotkanie z ludźmi co by nie zacząć rozmawiać w języku „gaga-gugu”,
ostatnimi czasy podczytywanie blogów, chwila wytchnienia kiedy mały idzie spać.
Pewne przemyślenia skłoniły mnie do wniosku, że skoro spędzam z moim dzieckiem
tyle czasu i oboje potrzebujemy rytuałów to czemu by ich jakoś nie połączyć. I
tak wprowadziliśmy rytuał porannego picia kawki. Zasiadamy
razem przy dziecięcym stoliczku, ja piję kawę, synek soczek i czytamy przy tym
książeczki bądź oglądamy obrazki. Robert nauczył się , że ja mam swój kubeczek,
on swój i nie próbuje już mi go wyrywać. Na spacery często wychodzimy z
sąsiadką. W ten sposób pielęgnujemy rytuał spaceru i uspołeczniania;) Posiłki też staramy się jeść razem. Mały dostaje jakąś
przegryzkę, którą może jeść sam rączkami, ja w tym czasie pałaszuje swoje danie. W ten sposób razem tworzymy nasze życie
rodzinne. Uważam bowiem, że dziecko powinno być od początku czynnym
uczestnikiem owego życia , uczyć się funkcjonowania w rodzinie. Często gdy ja gotuje, daje małemu do zabawy
garnki, łyżki, sitka, wszystko co tylko z kuchnią związane (oczywiście w
granicach bezpieczeństwa). Jest wtedy
przeszczęśliwy, zresztą najbardziej jest zadowolony kiedy wspólnie coś robimy
(malujemy, przesypujemy z kubeczków ziarenka kawy, układamy klocki, wieszamy
pranie).
Dwukrotnie robiliśmy także próby kucharskie: malowania pierniczków i pieczenia muffinków.
Wydaje mi się, że pozwalając dziecku na angażowanie się w niektóre „dorosłe
sprawy” chętniej poznaje ono świat, ma do niego więcej zaufania i buduje
również swoje poczucie własnej wartości. To tyle o rytuałach...
Na koniec chciałam jeszcze zdać krótką relację z Tłustego Czwartku:
upiekłam wczoraj pączki na serku homogenizowanym, które niestety pączków nie przypominają, ale smakowo wyszły całkiem w porządku. Przepis zaczerpnęłam z blogu:
Moje nie wyszły takie okrąglutkie, przypominają raczej niekształtne
obłoczki. Pierwszy raz piekłam pączki
zatem jestem usprawiedliwiona. W komentarzach doczytałam się później, że
najlepiej nakładać je dwiema łyżkami.
Przy okazji pieczenia straszliwie zasmrodziłam mieszkanie, ponieważ
za mocno rozgrzałam tłuszcz. Przez godzinę męczyłam się ze łzawieniem oczu i swądem w mieszkaniu. Dobrze, że moje dziecko ucięło sobie 3-godzinną
drzemkę. Można było zrobić porządne wietrzenie.
Miłego weekendu!
Właśnie mam przerwę kawową w pracy i weszłam na Twojego bloga. To bardzo ciekawe, co napisałaś. A jeszcze poparte swietnymi zdjęciami. Sama widzis, że urlop wychowawczy to nie jest czas stracony. Powodzenia i duzo całusów dla naszego małeg Kucharzyka!
OdpowiedzUsuńM.
49 year-old Mechanical Systems Engineer Arthur Breeze, hailing from Frontier enjoys watching movies like Defendor and Knife making. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a Chevrolet Corvette L88 Convertible. Link do bloga
OdpowiedzUsuń